TOWARZYSTWO  ŚWIĘTEGO  MARKA  W  SYCOWIE

jesteś na: Towarzystwo Świętego Marka w SycowieAktualności

Jacek Kuropka, Rozmowa z Janem Lissowskim

2018-08-01


Jacek Kuropka

Bralin

      Poniżej przedstawiamy rozmowę z Janem Lissowskim z Warszawy, który w 1938 roku odbył kilkudniową wycieczkę rowerową po Ziemi Sycowskiej, a jej przebieg zrelacjonował w „Powstańcu” – popularnym wówczas na Górnym Śląsku tygodniku ilustrowanym. Mój rozmówca poznał wówczas Jana /Hanysa/ Rybarka – autora pierwszej publikacji o Bralinie i Stanisława Kutznera – przedwojennego kierownika bralińskiej szkoły powszechnej. Do dziś J. Lissowski skrzętnie przechowuje pamiątki z tamtego okresu: list i zdjęcie z dedykacją J. Rybarka, archiwalne numery „Powstańca”, a także... klisze fotograficzne, na których utrwalił swój pobyt na naszym terenieW poniższym tekście zachowujemy  pisownię - ortografię i interpunkcję - zgodną z oryginałem z 1938r.


  Panie Janie, proszę powiedzieć coś o swoich korzeniach.
Moi rodzice pochodzą z Wielkopolski. Ojciec Stanisław urodził się w Śmiglu (1880), matka – Helena Niedźwiedzińska – w Koźminie Wielkopolskim (1881). Miałem troje rodzeństwa. Wszyscy urodziliśmy się w Michałkowicach na Górnym Śląsku.

  Czym zajmowali się Pańscy rodzice?

Ojciec kształcił się na drogerzystę w Poznaniu, w znanej firmie „R. Barcikowski”, później praktykował w wielu miastach polskich i niemieckich. W 1910 r. rodzice pobrali się i przenieśli na Górny Śląsk do Michałkowic (wtedy wieś z kopalnią węgla, dziś dzielnica Siemianowic Śląskich), gdzie ojciec zakupił drogerię. Ich dom był ośrodkiem polskości. Matka współpracowała z Elżbietą Korfantową, żoną znanego posła  Wojciecha. Korfantowie mieszkali w Siemianowicach, bardzo blisko Michałkowic. Pani Elżbieta organizowała Koła Towarzystwa Polek w różnych miejscowościach, a moja matka była jedną z założycielek TP w naszym miejscu zamieszkania.

  Proszę opowiedzieć o swoim rodzeństwie.

Było nas czworo, ja byłem najmłodszy. Mój brat Józek, osiem lat starszy ode mnie, skończył studia farmaceutyczne. Brał udział w wojnie obronnej w 1939 roku, później zamieszkał w Mławie, skąd pochodziła jego żona. Brat działał w konspiracji, dostarczał lekarstwa do obozów zagłady. Ujęty przez gestapo i osadzony w Oświęcimiu, zmarł tam we wrześniu 1942 r. Starsza siostra – Anna, absolwentka Głównej Szkoły Gospodarczej w Snopkowie koło Lwowa, okres okupacji spędziła w Michałkowicach. Po wojnie, gdy brak było polskich nauczycieli, uczyła w miejscowej szkole. Zmarła w 1982 r. Młodsza z sióstr – Stanisława (Sławka), urodzona w 1915 r., w czasie okupacji mieszkała w Warszawie, brała udział w Powstaniu jako podporucznik „Topola”. Siostra zmarła dwa lata temu w Krakowie.

  W pańskiej rodzinie tradycje patriotyczne są głęboko zakorzenione.

Tak. Po przeprowadzce do Michałkowic wtopiliśmy się w śląskie środowisko. W domu mówiliśmy czystą polszczyzną, ale pomiędzy kolegami używałem gwary. Od młodości interesowałem się  kulturą ludową Śląska i jego historią. Zbierałem pieśni ludowe i wiadomości o życiu ludowych poetów. Interesowała mnie również architektura wiejskich kościołów drewnianych.

  Jak to się stało, że w 1938 roku zawędrował pan w nasze strony. To od Michałkowic dość daleko. 
W maju 1938 roku zdałem maturę. Czas wolny przed wojskiem wykorzystałem na zwiedzanie rowerem tych części Śląska Wrocławskiego, które włączono do województwa poznańskiego.

  No właśnie, to wówczas był pan m.in. Bralin i pobyt ten w niezwykle interesujący sposób opisał w „Powstańcu”.

W czerwcu, a może lipcu  1938 roku przez  Krzyżowniki dotarłem m.in.  do Bralina. Nie miałem z góry ustalonych żadnych kontaktów. Dopytywałem o ludzi, którzy interesują się etnografią i tak trafiłem do Jana Rybarka i Stanisława Kutznera. Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy kościół na Pólku i okoliczne kościoły drewniane. Na noc wracałem do mojej bazy u znajomego nauczyciela, Juliana Berlińskiego, mieszkającego w Mnichowicach. Był to bratanek pani Urszuli Berlińskiej z Koźmina, serdecznej przyjaciółki mojej mamy z lat młodości. Julian zginął 8 września 1939 roku w Błoniu pod Warszawą. Tam na cmentarzu znajduje się jego żołnierska mogiła.

  W naszych stronach spędził pan około tygodnia. Po powrocie do domu zebrane i opracowane materiały trafiły do redakcji „Powstańca”. Czy chętnie przyjęto je do druku?
Tak, redaktor Zbyszko Bednorz (znana wtedy i później postać) bardzo zainteresował się tym materiałem, ale prosił, by uzupełnić go większą ilością fotografii. Wobec tego pojechałem ponownie do Bralina i okolic. Wtedy miałem już tam wielu znajomych. Wykonałem sporą kolekcję zdjęć. Zrobiłem je pożyczonym aparatem (format klatki 4,5 na 6 cm). Marki nie pamiętam. Mój artykuł ukazał się we wrześniu 1938 roku w dwóch numerach „Powstańca”. Egzemplarze pisma wysłałem do pana Rybarka. Podziękował mi w długim liście, którego treść pan zna.

  Czy Jan Rybark i Stanisław Kutzner nie byli zdziwieni wizytą 18-letniego chłopaka z odległych Michałkowic?

Ten 18-letni chłopak był dobrze obkuty w historii Śląska, interesował się etnografią, zrobił kurs przewodników po Górnym Śląsku i oprowadzał wycieczki po całym województwie śląskim. Nie byłem więc tylko ciekawskim poszukiwaczem wrażeń. Śląskie zabytki interesowały mnie naprawdę. Nie pamiętam, żebym odczuwał jakieś zakłopotanie w rozmowach  z Janem Rybarkiem i panem Kutznerem, z ich strony  byłem traktowany całkowicie dorośle. Szczególnie serdeczne były moje kontakty z Hanysem. Do dziś pamiętam wiele momentów z naszej znajomości. Gdy odjeżdżałem do domu,  w odległości kilku kilometrów od Bralina dogonił mnie jakiś rowerzysta. Był to pan Rybark, który wyściskał mnie mocno na pożegnanie i w dowód wdzięczności za zainteresowanie Śląskiem Sycowskim dał mi w prezencie pęto kiełbasy wytworzonej w Bralinie, w jego opinii – najlepszej na świecie.

  Swoją podróż odbył Pan na kilkanaście miesięcy przed wybuchem wojny, czy dało się już wówczas odczuć jakieś niepokoje? Wszak granica polsko-niemiecka znajdowała się niedaleko.

Latem 1938 roku w wioskach leżących blisko granicy z Niemcami wyczuwało się już napięcie istniejące pomiędzy sąsiadującymi państwami. Mówiono, że ujawnia się element niemiecki, że odbywają się sekretne spotkania.

  Proszę powiedzieć, jak potoczyły się Pańskie dalsze losy? 

Od 30 września 1938 do 22 lipca 1939 r. byłem na Kursie Podchorążych Rezerwy w Katowicach. Później jako plutonowy podchorąży trafiłem do 4 kompanii 73 pułku piechoty 23 dywizji piechoty i w tej jednostce jako zastępca dowódcy plutonu odbyłem kampanię wrześniową. Pod Biłgorajem zostałem ranny, uciekłem jednak ze szpitala i wróciłem do Michałkowic.
W Chorzowie mieszkali znajomi pana Rybarka. Od nich dowiedziałem się, że w pierwszych dniach września 1939 Niemcy go zastrzelili. Zdaje się, że jego bogate zbiory etnograficzne uległy wkrótce rozproszeniu.
 
  Tak, to prawda...
   
Później przebywałem na robotach w Dreźnie, następnie zostałem przeszmuglowany przez granicę z Generalną Gubernią i znalazłem się w Warszawie, gdzie przebywała jedna z moich sióstr – Sławka. Wraz z nią brałem udział w Powstaniu Warszawskim.

 
Wiem, że jest Pan autorem kilku publikacji o powstaniu.

Tak. Napisałem pewną ilość artykułów na ten temat, jestem również współautorem monografii o powstańczym batalionie „Sokół”. Służyłem w nim w plutonie łączności. Potem trafiłem do obozu jenieckiego – najpierw w Oflagu Sandbostel, a następnie w Oflagu Lubeka. W powstaniu otrzymałem awans na podporucznika. W 1946 roku wróciłem do Polski, ale to już całkiem inna historia.

  To bardzo interesujące. Proszę kontynuować.
Po pobycie w obozie jenieckim wróciłem do Michałkowic. Był grudzień 1946 roku. Następnie  przez 2 lata kończyłem studia na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Łączności, później przemianowanym na Elektronikę. W 1949 r. podjąłem pracę w Wytwórni Filmów Dokumentalnych jako kierownik wydziału dźwięku. Pracowałem też w Zakładzie Produkcji Filmów Telewizyjnych oraz – wiele lat – w firmie o zmieniającej  się nazwie: FODU, FOBR, Techfilm przy produkcji taśmy magnetycznej (do zastosowań profesjonalnych).

  Czy po 1938 roku był Pan kiedykolwiek w naszych stronach?
Tylko raz, przejazdem. Tak się złożyło, że w kierunku  Wrocławia nie jeździłem. Około roku 1970 przejeżdżałem przez Bralin samochodem i chciałem nawiązać kontakt z rodziną pana Rybarka. Spotkałem wtedy młodego człowieka, lat około 25, który był jakoś powiązany z Hanysem. Pytałem, czy zostały jakieś pozostałości po zbiorach etnograficznych tego człowieka, ale usłyszałem, że niczego już nie ma.

  Dziękuję za rozmowę.
                                                                                           Jacek KUROPKA


Jan Lissowski – ur. 26 lipca 1920 r. w Michałkowicach na Górnym Śląsku. Obecnie mieszka w Warszawie. W 1938 roku odbył rowerową wycieczkę po Ziemi Sycowskiej, a jej przebieg zrelacjonował w „Powstańcu” – popularnym wówczas na Górnym Śląsku tygodniku ilustrowanym. W latach 1938-39 ukończył szkołę podchorążych. W kampanii wrześniowej walczył w składzie 23 Dywizji Piechoty. Dwukrotnie ciężko ranny w walkach. W okresie 1939-42 przebywał na przymusowych robotach w Niemczech. W powstaniu warszawskim – pod pseudonimem „Robak” – walczył w batalionie „Sokół”, gdzie pełnił funkcję zastępcy dowódcy plutonu łączności. Po kapitulacji przebywał w jenieckim obozie oficerskim (Oflag-Sandbostel). Do kraju wrócił w 1946 r. J. Lissowski, autor wielu artykułów prasowych o żołnierzach i batalionie „Sokół”, odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi.